środa, 13 sierpnia 2014

Seks w Tajlandii

Cały świat wie, że Tajlandia to Kraina Uśmiechu. Jednak nie tylko dlatego, że wokół widzimy uśmiechniętych Tajów, ale przede wszystkim dlatego, że w Tajlandii uśmiechamy się my. I nie da się inaczej, chyba że źle czujemy się we własnym towarzystwie, ale wtedy nigdzie nie znajdziemy radości z życia. Owszem, to nie raj- to tylko miejsce na ziemi, którą niezależnie od szerokości geograficznej, rządzą te same prawa. Jednak istnieje jeden aspekt, który pomaga w Tajlandii uśmiechnąć się nawet zatwardziałym pesymistom...

Dziś w odpowiedzi na liczne prośby i wnioski moich czytelników (oczywiście płci męskiej) napiszę o bardzo istotnym aspekcie, który ma wpływ na pojawienie się uśmiechu na twarzy. Seks. 

Tajlandia to raj dla białych mężczyzn. O Tajkach już było, więc nie będę się powtarzać. Są piękne i kobiece. Jednak piękne Tajki wiedzą jak swoją urodę wykorzystać, dodatkowo ich kobiecość sprawia, że są mało przedsiębiorcze i jak słaba roślinka potrzebują podpory na męskim ramieniu. Biali mężczyźni to dla nich szansa na spokojne i stabilne życie; zazwyczaj mają pieniądze, są odpowiedzialni i nie zdradzają (tak mówią Tajki). Jednak nie każdej z nich udaje się upolować białego zwierza. Te, które nie mają szczęścia w poszukiwaniach, próbują w inny sposób skorzystać na obecności obcokrajowców w ich kraju. 

Bangkok tonie w klubach nocnych- jest ich tutaj niezliczona ilość ze słynnymi uliczkami Kowboy oraz Nana. Jeśli myślisz, że nie można zabawić się na 300 metrowej ulicy, to znaczy, że nie byłeś na Kowboy Soi. Miejsce zostało nazwane imieniem T. G. "Cowboya" Edwardsa, amerykańskiego lotnika, który otworzył w latach 70 XX wieku pierwszy bar, w którym świadczone były usługi związane z prostytucją. Dziś jest tutaj ponad 40 barów i klubów go-go. Odwiedzając to miejsce z żoną możesz być pewny uśmiechów, klaskania i nawoływania pięknych, półnagich kobiet. Jednak jeśli pojawisz się sam, zapomnij, że nie wejdziesz do któregoś klubu. Mimo ze jest ich tak wiele, można podzielić je na cztery rodzaje. 

Pierwszy z nich to kluby z pięknymi kobietami, które nawet jak wypijesz kilka piw, nadal są ładne i nie trzeba oglądać ich z daleka. Są jednakowo ubrane w firmowe uniformy typu wysokie buty, skąpe szorty i góra, której prawie nie ma. Kobiety te są szkolone tak, aby w sposób niezauważalny i niewinny wyciągać kasę od przybyszów. Mechanizm działania to piękna i prawie naga kobieta przed klubem, wciągająca do klubu ofiarę. Tam szybko i sprawnie przechwytują go koleżanki, namawiają, aby usiadł i napił się drinka, tańczą, rozmawiają... tworzą miłą atmosferę. Oczywiście raz na jakiś czas robią się niesamowicie spragnione i proszą o drinka, które są ich głównym źródłem zarobku. Drinki oczywiscie nie mają kropli alkoholu, pachną anyżem i są kosmicznie drogie. Drugim źródłem dochodu są napiwki za taniec. Z napiwków rzecz jasna dostają jedynie procent, a przemykająca po sali szefowa pilnuje, żeby banknot nie zniknął pod koronkami bielizny. W tych klubach można nacieszyć oko, dziewczyny mają coś do powiedzenia („coś” nie oznacza dużo), znają angielski i „nie wychodzą z klientami”. Oczywiście wyjdą wszędzie i z każdym za odpowiednia stawkę. 

Cowboy Soi- uliczka w Bangkoku


Drugi typ klubów to takie, gdzie nie można przyciągnąć urodą, więc przyciąga się ciałem. Dziewczyny mają tępe wyrazy twarzy i nie są piękne, jednak robią „naked show” (ja bym tego słowem „show” nie określiła). Pląsają nudnawo przy rurce i na tajemniczy znak pozbywają się całkowicie ubrania. W tych klubach zarabia się „na wyjściach z klientami”. Większość z klubów ma swoje "zaplecze”, gdzie wychodzi się "porozmawiać", jeśli zaplecza nie posiadają, trzeba za dziewczynę zapłacić tzw. odstępne- czyli opłatę za jej wyjście z klubu. 

Trzeci typ to taki gdzie już w wejściu stoisz oniemiały. Piękne, wysokie i długonogie piękności tańczą na scenie w rytm muzyki. Są kobiece, zalotne, widzisz wyraźnie, że jednej wpadłeś w oko. Uśmiecha się do Ciebie i podchodzi wolnym krokiem. Wszystko jest cudowne jak we śnie, dopóki... się nie odezwie. Wtedy słyszysz wrzask w swojej głowie: „K...a!!!!! To facet!!!”. Istnieje wiele klubów z Ladyboyami, a to, że istnieją, oznacza, że jest na nie zapotrzebowanie. Jednak nigdy nie widziałam, kto do nich wchodzi, sama również się nie odważyłam.

Ladyboys przed klubem


Czwarty rodzaj klubów to tak zwane spelunki. Nazwa wiele tłumaczy- niski sort dziewczyn, tanie drinki. Można przyjść ze swoim piwem i chipsami i tylko popatrzeć, ale w sumie nie ma na co. Dziewczyny chodzą po klubie, zachecając klientów jak mogą i o dziwo znajdują amatorów swoich wątpliwych wdzieków.



Z czego słynie miejscowość Pattaya, można wywnioskować, wpisując nazwę tego miasta w wyszukiwarkę Google. To stolica świata seksturystyki z niesamowitą ilością różnego rodzaju klubów go-go i barów. Można tam zobaczyć słynny na cały świat „pingpong show”, gdzie kobiety (mam nadzieję, że tylko kobiety) strzelają w naszym kierunku piłeczkami, używając mięśni Kegla :) Przy Walking Street w Pattai i w bocznych uliczkach pełno jest klubów ze striptizem, barów karaoke i salonów masażu (wszystkie i tak docelowo oferują seks), ale są też inne usługi, oferowane szeptem. Do turystów podchodzą uliczni naganiacze wyciągający zza pazuchy listę atrakcji, jakie mogą zaoferować. Dziewczynę na noc najprościej znaleźć na ulicy lub w barze. W zasadzie prawie każda z pracujących tu dziewcząt jest prostytutką. Popularność Pattai wśród zachodnich turystów szukających seksualnych przygód jest taka wysoka dlatego, że ceny są tu stosunkowo niskie. Wyjście z dziewczyną kosztuje od 30 zł wzwyż, a cena zależy od stopnia atrakcyjności zainteresowanego, czyli czym klient ładniejszy, tym tańsza usługa. Japończycy płacą drożej :) Można się tylko domyślać dlaczego.

Dziewczyny z Pattai


Gdy pojawisz się w takim miejscu po raz pierwszy, istnieje jedna żelazna zasada. Ustalasz budżet i nie bierzesz ze sobą ani grosza więcej. Żadnych kart kredytowych, bo bankomaty są wszędzie. Dziewczyny potrafią grać w tą grę znacznie lepiej niż ich klienci, a uliczki czerwonych latarnii w Tajlandii widziały już niejednen upadek moralności. 
Klienci klubów to przekrój przez cała populację mężczyzn. Począwszy od młodych Farangów, którzy najwidoczniej lubią zapłacić żeby popatrzeć, bo z cała pewnościa mogliby mieć usługę zupełnie za darmo, po starszych panów na emeryturze, którzy w klubie go-go przeżywaja czwartą już młodość. Dziewczyny lubią strarszych panów i widac to na pierwszy rzut oka. Pewnie dlatego, że statystycznie są mało wymagający i maja dość gruby portfel. Ale uwierzcie, że nie ma nic bardziej żenujacego, niż podrygujący w rytm muzyki facet po szcześćdziesiątce, z piwem w ręku, wpatrzony mglistym wzrokiem w nagą dwudziestolatkę. A jeszcze bardziej żenujacy jest widok takiej pary wychodzącej na "zaplecze". 
Marketing działa również w tej branży i można się natknąc na rozmaite promocję np.: "fuck today- pay tommorow" lub "free breakfast". Dziewczyny stoją z takimi hasałmi, wypisanymi na tekturowych tabliczkach, zachecając uśmiechem do skorzystania z oferty.

Promocje :)


Mimo że temat wydaje się lekki, wcale taki nie jest. Dla Tajów kwestia jest niewygodna i najchętniej zamietliby ją pod dywan. W Tajlandii prostytucja jest zakazana, jednak wszyscy chcą zarabiać na turystach. W każdym aspekcie. Dzięki seksturystyce wielkie pieniądze pompowane są w tajską gospodarkę, gdyż dziewczyny zarabiają „za granicą” a wydaja w kraju. Nikt nie chce tej sprawy ruszać. Ofiarami są wszyscy- po spłukanych z kasy Farangów, po dziewczyny z biednych prowincji, które niejednokrotnie pracują na całe rodziny. W tych klubach zmienia się ich życie. Staja się innymi ludźmi, bez szacunku do rodziny, mężczyzn i samych siebie. Nocna Tajlandia jak okrutne monstrum- bezlitośnie wciąga każdego, kto mu się podda i wypluwa dopiero gdy zabierze wszystko, co jest wartościowe.

5 komentarzy :

  1. Nie ma jak to polskie wybredne dziwki. Zapinasz taką na trasie, a ona po minucie pod drzewem pyta się czy już skończyłeś. Stroi fochy i życzy sobie 100 zł za 5 min. Nawet kurewstwo jest spierdolone w tym kraju.

    OdpowiedzUsuń
  2. Można by powiedzieć, że nie o tyle łatwo się skurwić, co trudno się nie skurwić.

    @farangliving - nie przeklinaj, trochę kultury ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Farangliving, korzystałeś z usług na trasie? A ja piłam z Tobą piwo z jednej szklanki. :P A jak będziesz bluzgał na moim blogu, to wrzucę komentarze do moderacji :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dość podobna sprawa jak na... Ukrainie. Różne rzeczy się słyszy (z reguły mało przyjemne), ale mam kolegę, który dość regularnie "wczasuje" na Ukrainie (i to teraz, kiedy sytuacja jest zaogniona). Jego doświadczenia są bardzo podobne do tych, jakie opisujesz w tym wpisie - wystarczy się odezwać po angielsku (i nie ważne, czy jesteś Niemcem, Polakiem, Francuzem - byle "zachód") i nagle nie masz problemu ani z noclegiem (często za darmo), ani z brakiem uprzejmości (u kobiet dostajesz +1000 do atrakcyjności), a jak w klubie nie ma miejsca, a do bramkarza odezwiesz się po angielsku, to kogoś wywalą i miejsce się znajdzie (serio taka sytuacja się zdarzyła) ;-)

    Także - jak Tajlandia jest za daleko, drodzy Panowie - może Ukraina? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Stare dane możecie to wystrzelić w kosmos.Byłem w Pattaia grudzień 2021 jest zupełnie co innego.

    OdpowiedzUsuń